Przez pęknięcia w szczelinie zmrożonych oddechów
Jak skrystalizowany śnieg, marcowy śnieg
Sączy się wiosna
Nowe i stare sprawy jednocześnie
Tłoczą się zawadzając o swoje kanty
Pędem na zewnątrz
Coś się pokruszyło
Na zawsze odpadło
Nim zdążyło się stopić
W ciepłym mleku słońca
Znów godziny ruszają innym rytmem
Plemienne bębny wskazówek
Nie nadążają za sekundami
Kwiaty oczu szerzej otwierają powieki
Ku lśnieniom i rozbawieniom
Krótsze są przemówienia nocne
I nudniejsze
Jeszcze nie umarła jedyna pospolita
Zależność ciała i duszy
Wejdź we mnie światło i świeć
Przeniknij mnie ciepło i ciepl
Zwyż mnie pragnienie i pragń, i pragń...
[5.I.2021 r.]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz