Tak wiele pieśni
Nie zdąrzyliśmy zaśpiewać
Przepadło tyle nut, okazji
Czyżby gitara zawiodła?
Głos, który miał zwielokrotniać,
Zamiast ograniczać?
Zabrakło pomysłów
Na nowe kompozycje?
W świecie, w którym
Tworzenie się nie ma końca?
Zabrakło słów
Gdzie są niewykorzystane dotyki?
Czy pocałunek, który chciałem ci dać,
Ale nie było okazji, to jest jeszcze pocałunek
Czy może nigdy nim nie był?
Czy to pieśń białego łabędzia
Zamykającego świat powieką?
Niezaśpiewane pieśni są trupami
W nieustającej masakrze wszystkiego
Co nigdy się nie zdarzyło
Ale mogło, bo zaistniało wiele innego
Pieśni nigdy dosyć
Jak krwi
Jak morderstw w bocznych ulicach
Dymiącego miasta
Pieśni się nie dokonały
Zostały zarżnięte przez przypadek
Krążący wciąż i wybierający
Kto zaśpiewa
A kto już nie
Pieśni to ciało obmywane przez dłonie
I śpiewane przez nabrzmiałe języki
Nie-pieśni to martwe ptaki z kulą w piersi
Zaledwie raz mniejszej
To nie-miłość i nie-radość
To nie-byt
I milczenie rąk i milczenie języka
Śpiewaj pieśni, póki nie za późno
Śpiewaj je w wysokich trawach
Śpiewaj przed południem
Śpiewaj między nogami
Śpiewaj pod żółtą bluzką
Śpiewaj na Alei Lenina
I śpiewaj w jesiennym parku
Śpiewaj w powalającym zmęczeniu
Śpiewaj w rozgniatającej samotności
Śpiewaj pod Księżycem,
Śpiewaj płodne pieśni życia
Póki możesz,
Póki noc nie zżarła twoich wnętrzności
[25.XI.2020 r.]